piątek, 1 lutego 2013

"Icona Pop" - Icona Pop


Wykonawca: Icona Pop
Tytuł: Icona Pop
Gatunek: Synthpop
Rok wydania: 2012
Ocena: 10/10







Dzisiaj przedstawię Wam jeden z najlepszych albumów wydanych w 2012 roku. Jestem przeszczęśliwa, że miałam okazję odkryć Icona Pop. Być może niektórzy z Was słyszeli ich najnowszy singiel „I Love It”. Szczerze mówiąc, to jedna z najlepszych piosenek, jakie kiedykolwiek słyszałam. Po prostu, I LOVE IT! :)

Icona Pop to duet dwóch dziewczyn pochodzących ze Szwecji. Ich kariera zaczęła się w 2011 roku, ale to w 2012 zyskały duży rozgłos. Piosenkę „I Love It” odkryłam przypadkiem – zobaczyłam kogoś zachwycającego się nią i postanowiłam znaleźć ją na YouTube. Od tamtej pory słucham jej codziennie. Kilka dni później zauważyłam, że dziewczyny wydały swój pierwszy album i wtedy się zaczęło! Chyba nie ma dnia żebym się nim nie zachwycała. Każdemu znajomemu zdążyłam już polecić „Icona Pop”, po prostu musiałam się podzielić ze wszystkimi moją miłością do tej płyty.

„Icona Pop” to niesamowicie pozytywny album. Jeśli chcecie poprawić sobie humor albo sprawić, żeby Wasza impreza była udana – ta muzyka jest idealna! Do tej pory wspominam, jak włączyłam tę płytę i w trakcie pierwszej piosenki siedziałam z otwartą buzią i nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Uwierzcie mi, te dziewczyny są genialne. Przez swoją muzykę przekazują ogromne ilości dobrej energii, aż chce się żyć! Jak już wspomniałam, „I Love It” jest moją ulubioną piosenką z tego albumu, ale uwielbiam również „Downtown”, „Ready For The Weekend”, „Top Rated”, „My Party”… No cóż, mogłabym tu wypisać wszystkie utwory ;)

Podsumowując, jeśli lubicie pozytywną, szybką muzykę, bardzo polecam „Icona Pop”. Jest to jeden z moich ulubionych albumów i jak tylko zostanie wydany w Polsce, biegnę do Empiku, aby go kupić (jak na razie dostępny jest tylko singiel)! Pod recenzją możecie przesłuchać utworu, który tak bardzo wychwalam przez cały mój post i sami go ocenić. ENJOY!


~Electra

środa, 30 stycznia 2013

"Numery. Czas uciekać"- Rachel Ward



autor: Rachel Ward

tytuł: „Numery. Czas uciekać”

przekład: Anna Dorota Kamińska

opracowanie graficzne: Steve Wells

wydawnictwo: Wilga

rok wydania: 2009

ilość stron: 317

ocena: 5/10



            





          Pierwsza część trylogii opowiada o Jem. Dziewczynie, która nie ma najłatwiejszego życia. Śmierć matki, później wędrówki po różnych domach, brak swojego miejsca na Ziemi. Możecie pomyśleć: a co z przyjaciółmi? Otóż nasza bohaterka nie chce nikogo bliżej poznawać. Nie chce nawet patrzeć innym w oczy, bo właśnie w nich kryją się ONE. Numery. W oczach każdego człowieka jest zapisana jego data śmierci. Widzi je tylko Jem i to ją przeraża. Musi uciekać. Przed wszystkimi. I samą sobą, bo może właśnie ona jest źródłem numerów?

            Chociaż mnie, jako czytelnika, dość łatwo zadowolić, to „Numery. Czas uciekać” nie przypadły mi do gustu. Po pierwsze, główna bohaterka nie budzi pozytywnych skojarzeń (z resztą- tak, jak i inni). Są bardzo wulgarni, a ich sposób bycia jest najzwyczajniej w świecie nieprzyjemny w odbiorze. Po drugie, w książce nie widzę praktycznie żadnych pozytywnych momentów, a te które już takie są- i tak kończą się tragicznie. Powieść Rachel Ward przedstawia brudny, pełen nienawiści świat, który nie daje nawet grama nadziei na lepsze jutro. Osobiście preferuję, aby książka nastawiła mnie pozytywnie do świata, trochę rozbawiła. Niestety „Numery” nie spełniają tego warunku. Jednak muszę przyznać, że ostatnie strony rozpalają mały płomyk nadziei…

            Czy polecam przeczytanie tej lektury? Sama nie wiem. Chociaż czytało mi się ją ciężko i nieprzyjemnie, sam pomysł na historie wydaje się naprawdę dobry i niespotykany, o co dziś bardzo trudno. Podsumowując, jeżeli chcecie zapoznać się z nowatorskim pomysłem pani Ward- polecam przeczytać pierwszą część „Numerów”. Mam nadzieję, że swojej decyzji nie będziecie żałować. Ja tego nie robię, ale nie wiem, czy sięgnę po kolejne dwa tomy tej trylogii.

                                                                                      Dzięki za przeczytanie, Nutria.

niedziela, 27 stycznia 2013

"Electra Heart" - Marina And The Diamonds


Witam wszystkich! Jestem Electra i, jak już wspomniała Nutria, prowadzimy bloga o książkach, muzyce, filmach itp. Ja zajmę się głównie recenzjami płyt. Mam nadzieję, że zostaniecie z nami na długo :)


Wykonawca: Marina And The Diamonds
Tytuł: Electra Heart
Gatunek: Pop
Rok wydania: 2012
Ocena: 10/10








„Welcome to the life of Electra Heart”

Marina And The Diamonds – zapewne niewielu z Was słyszało o tej artystce, chociaż zauważyłam, że jest coraz bardziej rozpoznawalna w naszym kraju. 27-letnia dziewczyna z Walii, której znakiem rozpoznawczym jest czarne serduszko na policzku. „Electra Heart” to jej drugi album, dzięki któremu zdobyła sławę w Stanach Zjednoczonych.

Moja przygoda z Mariną rozpoczęła się podczas oglądania pokazu mody Burberry. To właśnie tam usłyszałam piosenkę pt. „Numb” (utwór z pierwszej płyty artystki) i od razu się zakochałam! Mniej więcej w tym samym czasie wyszedł pierwszy singiel promujący „Electra Heart” pt. „Primadonna”. Wtedy nie było już odwrotu - opanowała mnie „Marinomania”.

Jeśli miałabym jednym słowem opisać ten album, byłoby to „perfekcja”. Jest to jedna z moich ulubionych płyt, którą po prostu wielbię. Profesjonalna, zróżnicowana i z przesłaniem. Najmocniejszym punktem albumu są zdecydowanie teksty piosenek. Aby docenić twórczość Mariny, należy zwrócić uwagę na to, o czym śpiewa. Moim zdaniem jest ona jedną z najlepszych obecnych autorek tekstów. Potrafi opisać uczucia w taki sposób, że sama się dziwię jak to możliwe. Moimi ulubionymi piosenkami z „Electra Heart” są: „Primadonna”, „Starring Role”, „The State Of Dreaming”, „Teen Idle” oraz „Lonely Hearts Club”. BARDZO polecam również przesłuchać “How To Be A Heartbreaker”. Utwór ten znalazł się na amerykańskiej wersji albumu i muszę przyznać, że jest to moja ulubiona piosenka Mariny.

Jeżeli lubicie muzykę pop, utwory o miłości i piosenki z przesłaniem, ta płyta jest dla Was. Przesłuchajcie, a nie zawiedziecie się! Mogę to zagwarantować :)


__________________________________________

Jeżeli chcielibyście zobaczyć Marinę na żywo, mam dla Was idealną propozycję! 16 kwietnia w Warszawie odbędzie się jej koncert w ramach "The Lonely Hearts Club Tour". Bilety kosztują jedynie 60zł, dlatego zachęcam wszystkich :)



~Electra


sobota, 26 stycznia 2013

"Szkoła dla snobów"- Carrie Karasyov & Jill Kargman

Cześć, jestem Nutria. Współtworzę tego bloga z Electrą. Mam nadzieję, że będzie się nam miło razem pracowało, a Wam - czytało. Postanowiłyśmy założyć bloga z recenzjami książek, filmów, płyt, może nawet seriali, bo tego właśnie nam brakowało. Ja prawdopodobnie skupię się na książkach, ale na pewno nie zabraknie też innych tematów w moich postach :)
Kończę moją bezsensowną paplaninę i zapraszam Was do mojej pierwszej recenzji.


Autor: Carrie Karasyov& Jill Kargman
Tytuł: “Szkoła dla snobów”
Przekład: Anna Nowak
Projekt okładki: Agnieszka Tokarczyk
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2008
Ilość stron: 268
Ocena: 5/10

             





             

             Wyobraźcie sobie szkołę, która wyglądem przypomina Wersal, szkolne jedzenie przywodzi na myśl najdroższą restaurację, a szkolny basen ma olimpijskie rozmiary. Jeszcze wam mało? A jakbym dodała, że w owej szkole z internatem noszącej dumnie nazwę Akademii Van Pelt uczą się same koronowane głowy i dzieci milionerów? Właśnie do takiej szkoły trafiła nasza bohaterka Lucy, która nie przypomina reszty uczniów. Córka wojskowego dostała się bowiem dzięki stypendium za wyniki w sporcie. Książka przedstawia jej próby odnalezienia się w nowym dla niej świecie.
            Lektura charakteryzuje się lekkim językiem, dzięki czemu czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie. Niestety fabuła nie porywa. Nie nudziłam się w trakcie czytania, ale też nie wychodziłam w świat przedstawiony „całą sobą”.  Ile można przerabiać problem odnalezienia się w nowej sytuacji? Najwyraźniej przez 268 stron.  Prawdopodobnie gdyby książka zawierała jakiś wątek kryminalny, jakąś tajemnicę królewskiego rodu całość wyglądałaby dużo lepiej. A tak mamy kolejne miłe czytadło na niedzielne popołudnie. Niby nic specjalnego, ale świetnie sprawdza się w roli pochłaniacza czasu.
            Czy warto zapoznać się z tą pozycją? Ja uważam, że- mimo wszystko- tak. Całkiem nieźle bawiłam się czytając o różnych wymysłach dzieci sławnych i bogatych. Sejf w każdym pokoju? Osobisty projektant wnętrz przyjeżdżający miesiąc wcześniej, aby mała gwiazda dobrze czuła się we własnym kącie? A może sprowadzanie kwiatów z drugiej półkuli, bo niby jak pociechy swoich rodziców mają bawić się bez nich na szkolnym balu? Jeżeli i wy macie ochotę na trochę śmiechu, serdecznie polecam przeczytanie „Szkoły dla snobów”, ale nie oczekujcie od tej lektury niczego więcej… Niestety możecie się zawieść. 



                                                                             Dzięki za przeczytanie, Nutria